Komentarze: 13
Panna po mieście chodzi krzycząc ze szczęścia.
Bo na chwilę obecną jedynym moim problemem jest wybór herbaty, którą zaraz wypiję.
Tak! Tak! Tak! Stanowczo tak!
Uśmiech wielki promienny i najszczerszy ze szczerych
Panna po mieście chodzi krzycząc ze szczęścia.
Bo na chwilę obecną jedynym moim problemem jest wybór herbaty, którą zaraz wypiję.
Tak! Tak! Tak! Stanowczo tak!
Uśmiech wielki promienny i najszczerszy ze szczerych
Czyli o tym jak Panna na noc nie wracać postanawia. Zwyczajnie. Ucieczka w nieświadomość. A wszystko odpływa tak daleko. Tak mocno. Tak silnie morskim zapachem. I rumiankowym. Zielony fotel za poduszkę. Będąc przede wszystkim w sobie i sobie. Sobie samej przez chwilę. Przecież zadeklarowane światu szczęście. A więc kłócić się nie wypada. Jak szczęście to szczęście.
Czy jeszcze mnie lubisz?
A jutro się-okaże.
W poszukiwaniu pretekstu i cebula dobra...
Jestem białym Ikarem
umyślnie aż do sparzenia,
noszę na plecach czary
związane w tanie marzenia.
Jestem tylko Ikarem
zabłysnę na krótką chwilę
umrę ucięta w locie
tak zwykle giną motyle.
Brutalność w całej swojej niemiłej prostocie zapachniała mi latem. Bo ja zawsze wiedziałam jakim zapachem będzie moja Brutalność i że oczy będzie miała zrobione z bursztynu. A wzrok przecież był szeptem... świerkiem pachniał.
bo jest coś pomiędzy przytuleniem i zagłaskaniem na śmierć...
Nijako zmuszona uprzedzeniem Aniowym dodaję tę treść jakże elokwentną. Otóż proszę państwa (fanfary, oklaski, publika wstaje!) dokształcając się wakacyjnie ( bo czasami zły los zmusza :] ) zaczęło nam równo odbijać (nie odbijać się tylko odbijać poporstu). wykorzystując technologię nowoczesną w postaci (już osławionego) mego telefonu komórkowego powstały cudowne portrety naszej nienormalności. Nie to żeby inspirowane ... krisznowcami... (wyraźna ironia w tych pięciu ostatnich wyrazach).
Dnia następnego czyli poprzedzającego jeszcze kolejny a goniącego poprzedni, udałyśmy się miastowo-koszałkowo. Na spotkanie... tak tak.. sławnego (prawie tak jak moja komórka) Pana Banana. Tutaj pragnę podkreślić iż godowe wyczyny i pełzacze prośby wyżej wymienionego w stosunku do Panny M. spełzy na niczym... oczywiście wycieczka jak każda inna skończyć się musiała na LODACH w (wcale nie sławnym) McDonaldsie. Oczywiście edukacja wciąż trwa.. tak tak (a może to raczej wybuchy śmiechu... hmm).
( na ten temat więcej u Anula )W każdy bądź razie jeszcze nie pisałam (a dzisiaj sie wypisze a co!) o imprezie (a jak!). Klasowe pijaństwo górą! (I jeszcze nadmienię iż Panna A. alias Imaginacja wprasza mi się na herbatę... no! ). I jeszcze o wyprawach spacerowo-polankowych z Panem Filozofem i o grillach działkowych...
Tak więc się dzieje dużo i jeszcze więcej.. wszak nie o wszystkim pisać wypada...
(ekhem a z boku WIERSZODAJNIA ;) więc proszę tam kierować kroki TERAZ)
Ekhem. Mądra Panna (ja) bawi się w demolowanie Mądrzejszej Panny (Imaginacji) domu . Dobra kobieta niczego nie przeczuwając uraczyła mnie budyniem i zieloną herbatką. A ja wchodząc demoluję jej wystawę-lodókową. Nic to. Zgrabności chwała!
Nie mogę myśleć (to chyba nic nadzwyczajnego), skupić się... zapomnieć na chwilę... i się boję (brrrr). A co będzie jeśli nie..?
Integruję się rodzinnie grając z matulą w karty. A myśli ciągle uciekają...
I znowu brrr...
A buka znaczy wiatr...