Komentarze: 9
- Czym?
- Pocałowaniem...?
I był wieczór spokojny w filozoficznym towarzystwie... Osobisty Filozof w takim nadziejnym lokalu. I od Okruszków Chleba mnie zwyzywano. Rozmowy o poglądach filozoficznych w godzinach wieczornych (podkreślając wieczornych i przepraszając za uśpienie umysłu) i niezwykłościach w zwykłości człowieka.
A wczoraj spacerowo. I Panny takie przyszły zmacać mój komputer (ja nie wiem czy komputer zadowolny czy nie dlatego piszę, że zmacać... bo to tak niby bezczelnie), ja kobieta pomocna to pozwoliłam, a komputerowi uraz na całe życie na pewno zostanie. Wcześniej wysłuchanie. Wolę słuchać. Może to taka samolubna świadomość, że nie tylko ja mam problemy. I tutaj zakrawaliśmy na perwersyjność (olaboga Ona-Panna-Nie-Panna naprawdę zaręczona). Oczywiście skończenie pubowo... (Więcej kota na imprezy nie biorę zły piwo-wylewacz) bo to wakacje... bo to trzeba z życia teges... prawda? I poznanie Pana Patrzacza co to wzrokiem śledził strasznie.
Teraz oznajmiam wszem i wobec (tak publicznie żeby to niby trudniej się wycofać było) iż chudnę (bom przytyła tzn. schudłam i przytyłam więc w sumie nie przytyłam ale przytyłam). I to bieganie poranne poleśne aż do zakręcenia w głowie to właśnie dlatego. A nie wiem tylko dlaczego dzisiaj ta kawa... ta kawa z tym Panem. Nie powinno być. Nie powinno stanowczo... (ale będzie z potrzeby nie-wiem-czego, nie-wiem-co ani rozumem ani sercem)
To moja wina sama się pakuję tam gdzie nie powinnam. A później narzekam. Ja potrzebuję Kogoś kto za rączkę złapie i pokaże po kolei, po którym to kafelku życiowym stąpać żeby nie spaść... a Kogoś takiego NIE MA .
zakładam hasło. na razie ostrzegam.