Archiwum lipiec 2005, strona 1


lip 13 2005 od dziewięciu godzin: trawa wyrastała za...
Komentarze: 8

Przez przypadek. A nieustannie wierząc, że przecież w życiu nie ma przypadków to przez Przeznaczenie. I to z dużej litery.

Chciałam i mi się udało. Bo chcieć to móc. I już nie piszę o podstarzałych facetach nie rozumiejących słowach NIE. Nie piszę o kolorowych kapeluszach, o morzu, i czerwoności na skórze. Nie piszę o przyjacielskiej skradzionej bransoletce, o koralikach i o tym, że gitara się już nie kurzy. Nie piszę o moim szczęściu. To zbyt oczywiste.

To nic, że ta notka była edytowana pięc razy... poczynając od skrajnej złości, na euforycznej radości kończąc.. to nic...

"jakieś niegroźne kłamstwo już mierzę z śladami po tobie"

i jeszcze tylko, że ludzie spotykani na ulicy mogą też być Duszami Bratimi więc rozglądać się warto. A mój syn na imię będzie miał CYPRIAN KORDIAN (jak to Panna Al. powiedziała na przekór analfabetom)

Nadziejaikropka : :
lip 09 2005 "Ty się do mnie pochyl róża-bóg"
Komentarze: 9

W wazonie pomarańczowe i żółte lilie... Dzień miał zapach zielonego groszku i poziomek.

Mam mojego osobistego, cudownego, przytulnego mężczyznę. Mężczyzna ma jakieś 15 centymetrów. Na imię Zygfryd. Mężczyzna jest koszatką. Uwielbia słuchać Janis Joplin... i stachurowską prozę.

A wczoraj ta impreza... Chwała za to A. W końcu taka prawdziwa... była potrzebna. Bardzo. Powroty wczesno-ranne... Jakieś przytulenie. Przyjaciele. Spotkania balkonowe... (na bratkowym ogrodzie wiszącym).

i alkohol... dużo.

Absynt?... i jakieś coś...

Nadziejaikropka : :
lip 06 2005 liczę krople deszczowe! I mgła i mgła...
Komentarze: 11

Ja przepraszam ale ja musze o tym... bo Burza właśnie jest. I stoi taka przytulona do ramy okiennej (okno oczywiście otwarte) patrzy w niebo, w ziemię, w chmury (właśnie ta jedna to chyba najpiękniejsza w życiu była) i liczy krople i grzmoty... a tam daleko taka mgła las skryła mój i bardziej po lewej wszystkie nadmorsko-prowadzące te pola...  Jezioro... i Morze samo też... Ogólnie w ciemności jakoś schowane wszystko. I ja w tą ramę wtulona też jakby schowana, przed pustym domem, pustymi ścianami... I nawet nie mam mówić komu o tej piękności (o smutności też nie mam komu mówić).

I wdycham ten zapach burzliwy... po-burzowy. Aż wyjść się chce i tańczyć i biegać w tym deszczu... Ale coś krzyczy w środku, że nie ma siły... Smutność taka...

Ja właściwie smutności tej nie rozumiem. Bo tu krzyczy, że smutnością jest a tu uśmiech.. i uśmiech do burzowego deszczu, do kropli, do zapatrzenia.

Smutność, a do szczęścia więcej niczego nie trzeba...

Nadziejaikropka : :
lip 05 2005 Wariacje c-dur
Komentarze: 13

- Co z Twoimi lekcjami tańca?
- Do tańca trzeba mieć serce
- No i...?
- Moje jest złamane...

               ("Gorzkie gody" reż. Roman Polański)

Ku ogólnej radości stwierdzam, że tańczyć jeszcze mogę... oczywiście tańczyć ulicznie i wariacko. A co! Najpierw naławkowo... a potem jak takie dwie zobaczyły górę piasku to też i napiaskowo. Muzyka? Śpiew centrum miasta przy nocnym niebie. (Jak po nocnym niebie sunące białe obłoki...)

Wczoraj porą wieczorową zwiedzały Panny koszałkowskie lokale "wypoczynkowe" (tak dumnie nazwane przez te wyżej wspomniane)... Nie ma to jak grono widowni przy stole bilardowym... Tak tak... stojąco-patrzące (co to ja zjawa?)... i barwne, cudne, zestresowane, spudłowane uderzenie (:P).

A dzsiaj śniło mi się że byłam czarownicą... i że miałam uratować świat... Przerost ambicji nad możliwościami?

Nadziejaikropka : :
lip 04 2005 noce nieprzespane...
Komentarze: 7

Kto mi powie że jest inaczej?

Stwierdzam iż moje stany obsesyjno-lękowe wynikają zapewne z tych nocy nieprzespanych... i tak siedzę i czuję jak powieki ciążą. O ironio! A jeśli się położę to okaże się, że owszem jestem zmęczona, ale nie tak żeby mój organizm raczył zatopić się bez końca w błękitną pościel. Upraszczając....? Spać nie mogę...

Po alkoholowo Panna Ja dochodzi do wniosków dziwnych. Wniosek pierwszy. Bardzo łatwo jest rozjechać wszysko to co było. Bez głębszych wyrzutów sumienia co zdaje się być wyrazem (tak drodzy państwo) znieczulicy. Wniosek drugi. Zawsze podczas procesu trzeźwienia łapię doła niemiłosiernego, powiązanego z wredotą i wtedy bójcie się wszystkie istoty na niebie i ziemi...  wniosek ten asocjuje do kolejnego mówiącego o bezsesowności mojego żywota w co zaczynam wierzyć coraz bardziej i proporcjonalnie do ilości spożytego alkoholu i długości trzeźwienia. Wniosek kolejejny mówi iż jestem jak każda inna nastolatka (już tłumaczę po pierwsze użalam się nad sobą co być może w moim wypadku można uznać za jakiś rodzaj spoźnionego buntu, po drugie lubię ten stan nachodzącej mnie odwagi po tym piwie cholernym, po trzecie wstydzę się tego wszystkiego powyżej).

Był to opis przeżyć wewnętrznych młodej bohaterki werterowskiej (co cierpi za miliony te dziwne katusze) oparty na wyparowujących resztkach duńskich piw i dymie ogniskowym (miałam wianek z habrów i trzy komary mnie ugryzły, a Panna miała swoją stajnie i własne konie... ach... )

Nadziejaikropka : :