twórczo, bibliotekowo i dietowo.
Komentarze: 10
Ekhem. Wczorajszy dzień zakończony bólem brzucha (Mnie? Mnie coś boli?). Przez co rezygnacja z klasowej integracji. Na szczęście 'ponoć' nie ma żałować czego. A to, że się nie wysypiam to kwestia mojej energii sexualnej przecież... jak to pewne mądre pismo dzisiaj mi (nam) ogłosiło. Wywędrowałam do biblioteki (Edwarda-Stachury-Tomy-Dwa)... w końcu trzeba myślec przyszłościowo (Maj za niecałe 8 miesięcy). I dodatkowo z eskortą M. wątpiąc chwilowo aby dla niego było to przyjemnością. Ale już nic nie piszę... bo blogi są złe ;) (żart :P).
co do marzeń... pozwolę sobie zacytować:Bruno Schulz, Republika marzeń,
Przychodzi na myśl, że żadne marzenie, choćby nie wiedzieć jak absurdalne i niedorzeczne nie marnuje się we wszechświecie. W marzeniu zawarty jest jakiś głód rzeczywistości, jakaś pretensja, która zobowiązuje rzeczywistość, rośnie niedostrzegalnie w wierzytelność i postulat, w kwit dłużny, który domaga się pokrycia.
I Pan Gaston Bacheland (Płomień Świecy) właśnie nakreślił moją przyszłość. Wiem już kim jestem.
[Kiedy niebo płacze sokiem pomidorowym - czuję niesmak. - z twórczości nimfomantycznej nastolatki :P
Listopad w szklanym kubku ci zaniosę.
Nie naszą rzeczą jest jesień.
(tears droped. crying haven. angel's eyes.)
Do warg przyciśnij.
Na dłoni anioł obdzierany ze skrzydeł.
Drze się w swojej piskliwości.
Nieme kino czarno-białego pierza.
Zimowym nocom oddamy makabryczną drugą-pierzynę.
Żeby było ciepło,
kiedy minie perwersyjne zakochanie w czerwieniach.
- Zabierasz jej zapach! Obrazi się na pomarańczowo. ]
(a oto co dzisiaj wolno mi "zjeść")
08:00 - woda
08:30 - szklanka odtłuszczonego mleka
10:00 - szklanka soku z marchwii
11:00 - szklanka zielonej herbaty
12:00 - szklanka soku pomidorowego
12:30 - szklanka wody
13:00 - szklanka jogurtu naturalnego z owocami
14:00 - szklanka wody
15:30 - szklanka soku grapefruitowego (grejfrutowego dla nie-rozumiejących)
16:00 - szklanka wody
17:30 - szklanka zielonej hebaty
(o dziwo jak na razie wytrwałam... sok pomidorowy z odruchami wymiotnymi w prawdzie ale jestem z siebie dumna)
A tak poza tym to nie jest tak, że mam czas na wszystko. To jest tak, że czym więcej mam zajęć tym więcej czasu. W zabieganiu doba mi się wydłuża i wtedy wszystko układa się jakoś w proporcjach równych (co nie zmienia faktu, że życie oddałabym za 48 godzinny dzień i brak potrzeby snu). A jak robię nic. To dzień jest tylko mrugnięciem.
Gitarę ze ściany zdjęłam. Te cztery chwyty, których mnie zdążył nauczyć. Cztery.
Stara dobra gitara.
Dobrze, że mi ją szczypaczka nastroiła.
Po dwóch latach.
Jutro Kolka zje szklankę i popije kubkiem krakersów cebulowym.
Kopytko.
Myśli ze to bedzie miało jakiś wpływ na Antosię?
Dodaj komentarz